26 czerwca 2013

Jak zaczęła się moja przygoda z filcem.

Około 2 lat temu, byłam z dziećmi z półkolonii na warsztatach filcowania na sucho. Dzieci rozsiadły się wygodnie i zaczęły kombinować z włóczką i specjalnymi igłami do filcowania. Zadanie było następujące- stworzyć ludzika na gotowym szkielecie z miękkiego drutu. Gdyby nie ich słabe umiejętności manualne ;) pewnie jeszcze długo byłabym biernym obserwatorem ich twórczości. Jednak paru dzieciakom trzeba było pokazać jak mają złapać nieszczęsną igłę. Tak to właśnie zostałam wciągnięta w prace nad ludkiem. Potem postanowiłam, ze ludek to marny towarzysz, więc dorobiłam uszy i z ludka stał się miś. Z chwilą opuszczenia progu pracowni, byłam na tyle zafascynowana techniką filcowania na sucho, że byłam pewna kupna potrzebnych materiałów jeszcze tego samego wieczoru. Jednak materiałów takowych nie kupiłam, ani wieczorem, ani innego następnego i następnego i następnego dnia. Powstał miś, dość nie potrzebny, ale miły i cieszący oko, miś został nazwany Zdziś. Zamieszkuje górną szufladę białej komody, cieszy oko i nic skubany nie robi. Choć właśnie to patrzenie na niego, sprawiło, że pod koniec ubiegłych wakacji zaczęłam zabawę z filcowaniem. Nie jest to filcowanie na sucho, ani na mokro. Szyje sobie po prostu z filcu, tworząc małe zabawne zwierzaki z pluszaną duszą, a szycie to sprawia mi ogromną przyjemność :). Szczególnie, że przedmioty te mogą być użyteczne. Tak więc na tym blogu pragnę wstawiać moje dalsze poczynania, a Zdzisław niech zostanie patronem tegoż bloga ;). Pozdrawiam!

24 czerwca 2013